Piorun u mnie sam zapakował się do transportera, a ponieważ pudełko duże, więc
dokoptowali do niego po kolei: Kacper i Jaguar. U pani Sylwii chodził po
mieszkaniu, zwiedzał, śpiewał (chyba nawoływał koty, których nie było), ale
czuł się pewnie, po godz. już wskoczył na biurko z komputerem.
Debet bardzo
się ucieszył na jego widok (przecież się znają) i próbował go mamlać, ale p.
Sylwia dała mu kość cielęcą do "obróbki", żeby Piorunek spokojnie oblukał
wszyskie kątki. Dzieciak skorzystał nawet z kuwety od razu, mniemam, że się
"wpasował" w kocio - psi dom p. Sylwii.