Miętus - Dyngus

| Zamknij okno | następne >>> |


lipiec 2004

Donoszę uprzejmie, że Miętus-Dyngus czyli Miecio miewa się doskonale. Największym jest pieszczochem, poranne tańce na pralce są rytualem bez którego uważam nowy dzień za nieważny. Mietek jest totalnym maniakiem kąpielowym, zawsze asystuje mi w łazience. Naprawdę liczymy na wizytę, choć wiemy jak jest pani zabiegana. Czytuję często stronę - jest to jedno z moich ulubionych miejsc wInternecie. pozdrawiamy
Ula & Mieczysław & reszta gromadki.

(list od Uli 18.06.2003 r.)

Zawsze marzyłam o tym, aby mieć kota. Albo raczej, aby jakiś kot miał mnie :)
Pewnego dnia, siedząc długo w pracy, pomyślalam sobie - może by tak... jakiegoś kotka...
W internecie znalazłam stronę Canisu i tak trafiłam do Pani Ani Wydry.
Dużą rolę odegrał Kolega- sam mając dwa koty namawiał mnie bardzo na adopcję.
Wspólnie zdecydowaliśmy, że z powodu takiego, że dużo czasu spędzam w pracy warto wziąć dwa koty - aby miały swe wzajemne towarzystwo, nie nudziły się i było im weselej.
Dzień przed adopcją otrzymałam taki list od Kolegi:
"A dziś będą kotki - to dopiero będzie szalona noc...
Najpierw zaczną się pogonie za własnymi ogonami i próby wydłubania
żółwi ze skorupek.
Potem badanie kwiatków pod kątem ich przydatności do spożycia.
Potem odbędzie się próba przesuwania, przewracania i zrzucania
wszelkich przedmiotów
o rozmiarach mieszczących się w zakresie od główki szpilki do piłki
lekarskiej.
Na szalone gonitwy po mieszkaniu połączone ze skakaniem po możliwie
najwyższych meblach
przyjdzie czas nieco później, tak około czwartej, piątej nad ranem.
Ale warto to wszystko cierpliwie przeczekać, bo nagrodą będą
takie łapeńki mięciutkie deptające po całym ciele, ogonki głaszczące Cię
po twarzy, pazurki uprawiające najczulszą akupunkturę we wszechświecie
i do tego cały czas słychać będzie nieustającą, odlotową mruczankę.....
..."
Czy mogłam się wahać?
Na adopcję pojechałam z Mamą i Kolegą.
Decyzja nie była prosta - siedzieliśmy z wizytą około czterech godzin, Pani Ania zsuwała się znużona z krzesła.
Wyszliśmy z dwoma kotami - Miętusem i Filu- milu.
Miętus po trzech minutach czuł się jak u siebie, Filu- milu tęsknił przepotwornie.
Następnego dnia wspólnie z Panią Anią podjęłyśmy decyzję o powrocie drugiego kotka. Jego tęsknota była zbyt duża.
Został ze mną Miętusio- pogodny, towarzyski kotek - przyjazny wobec każdego, potrafiący przyjąć każdą ilość pieszczot.
Nawet sceptyczny z początku Tata, zakochał się w kotku błyskawicznie i nieproszony powiesił mu szybciutko na ścianie drapaczkę do stępiania pazurków.
Miecio pierwszego dnia spenetrował dokładnie całe mieszkanie, łącznie z najwyższymi półkami, ale jego ulubionym miejscem została łazienka.
Miecio - bo tak go zdrobniale nazywam, jest Kotem Kąpielowym.
Fascynuje go wanna, płynąca do niej woda, oraz piana powstała na powierzchni.
Za każdym razem z tym samym zaciekawieniem trąca łapką pachnące pianowe konstrukcje, z nadzieją sprawdzając, czy nie utrzymają jednak ciężaru jego ciała...
Cierpliwie asystuje mi przy kąpieli, zwinięty w kłębuszek w umywalce.
Zaś niekiedy znużony domowym rozgardiaszem oddaje się spokojnej drzemce, rozwalony rozkosznie na ręczniku otulającym pralkę z wierzchu.
Minął jakiś miesiąc od adopcji i z całą pewnością mogę stwierdzić, że kocio wzbogacił mój świat.

Ula

 

22.09.03 r. - list od pani Uli:

Zupełnym przypadkiem mam drugiego kota, od wczoraj, proszę się nie marwić, Miętusiowi nic nie grozi. Nowy kot jest zdrowy, odrobaczony i po testach, w każdym razie wykluczyły one białaczkę i kociego HIVA. Kot został wzięty od weta - jest dorosły, przyjacielski, miał złamaną łapkę, to mu już nie przejdzie. Mieszkał na działkach, tam ugryzł jakiegoś "dobroczyńcę", więc został przewieziony do veta na obserwację. Vet chciał go wypuścić z powrotem w "bezdomność" po obserwacji, więc ja wzięłam. Mietek na niego nie warczy ani nie syczy, tylko go liże po głowie. Zstanawiam się, co to znaczy? Wogóle koty sobie nie wchodzą w drogę, to chyba dobrze?
Pozdrawiam serdecznie
Ula